Dzisiaj oddalimy się
znacząco od kina zakorzenionego w kulturze basenu
śródziemnomorskiego. Znacząco, bo Waszą uwagę postaram się
skierować na Daleki Wschód. Prawdopodobnie, większości z Was, nie
ominęło spotkanie z najwybitniejszym reżyserem w historii
japońskiej kinematografii – Akiro Kurosawą. Rashomon, to
nie jedyne wybitne dzieło tego reżysera, ale na pewno flagowe,
pierwsze, za które zdobył największe uznanie w oczach krytyków,
zarówno europejskich, jak i amerykańskich.
Zdjęcia do filmu
zakończono w 1950 i już tego samego roku produkcja pojawiła się
na ekranach kin. Fabuła przenosi nas do średniowiecznej Japonii,
gdzie jedno wydarzenie zostaje opisane przez cztery różne osoby,
które, w większym lub mniejszy stopniu, były jego uczestnikami.
Nie sposób też nie wspomnieć o naocznym świadku tych wydarzeń,
który, jednocześnie, w nich nie uczestniczy, ale przybiera rolę
relatywnego obserwatora. Owym wydarzeniem, na którym opiera się
cała konstrukcja filmu, jest podróż samuraja wraz ze swoją żoną
przez las, w którym zostają napadnięcie przez wędrownego rabusia
i bandytę – Toshiro Mifune. Samuraj zostaje zabity, a jego żona
zgwałcona. Szokująca jest metamorfoza kobiety, która zaczyna żywić
uczucie do mordercy swojego męża oraz sprawcy dokonanego na niej
gwałtu. Wersje uczestników, znacząco się różnią. Nie wiem, kto
mówi prawdę, a kto kłamie. Rashomon skłania
do rozważań nad naturą ludzką, jej omylnością i skłonnością
do instynktownych reakcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz